piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 5 Wywar Żywej Śmierci i kłótnia z Golden Trio

Następny dzień był dosyć luźny choć trochę nużący. Rano obudziłam się o 6:45 za sprawą mojego budzika. Wstałam by następnie iść do łazienki, z której wyszłam 15 minut później ubrana w mundurek składający się z czarnej spódnicy, długiej białej koszuli z kołnierzykiem, krawatu w zielono-srebrne paski oraz szarego swetra-kamizelki. Do tego założyłam czarne rajstopy oraz czarne wysokie botki z ćwiekami. Miałam nałożony delikatny makijaż podkreślający moje oczy oraz rozpuszczone włosy. Gotowa poczekałam na pozostałą dwójkę by mogły się uszykować. O 7:25 szłyśmy już w kierunku Wielkiej Sali. Tam zajęłyśmy standardowo miejsce najbliżej drzwi. Po życzeniu sobie smacznego  zaczęłyśmy jeść. Ja wzięłam sobie dwa tosty z serem, które popiłam sokiem dyniowym. Gdy zjadłam je ze smakiem poczekałam na dziewczyny. Po chwili podszedł do nas nasz opiekun profesor Severus Snape. Jak zwykle miał czarne szaty, w których wyglądał jak prawdziwy nietoperz z lochów, jednakże żaden z  Ślizgonów nigdy tak go nie nazwał, przynajmniej nie na głos, ponieważ mamy do niego szacunek. Grzecznie się z nim przywitałyśmy na co skinął głową by za chwilę podać nam pergaminy, na których jak się spodziewałam były nasze plany zajęć. Profesor potwierdził moje przypuszczenia mówiąc:
- Oto wasze plany zajęć.
Powiedziawszy to już chciał pójść dalej, ale go zatrzymałam mówiąc:
- Profesorze. Gratuluję nowego stanowiska. Zasłużył Pan na nie.
- Prince, podlizywanie się mi nic Ci nie da.
- Profesorze, przecież pan wie,że tego nigdy nie robię i nienawidzę lizusów typu Granger. Ja tylko stwierdzam fakty.
- Tak czy inaczej przyjdź do mnie po lekcjach.
- Oczywiście, profesorze.
Po tych słowach czarnowłosy poszedł do innych uczniów. Ja uśmiechnęłam się jeszcze pod nosem by nikt nie zauważył i odwróciłam się w stronę przyjaciółek. Porównałyśmy razem swoje plany i wyszło na tym,że mamy je identyczne z wyjątkiem Elizabeth, która dobrała inne przedmioty. Przypomniałam sobie jak w zeszłym roku   po wynikach z SUM-ów siedziałyśmy w naszym pokoju i każda siedziała na swoim łóżku mając w rękach dwie kartki. Jedna to były wyniki egzaminów. Miałam same Wybitne z wyjątkiem Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, z nich miałam Powyżej Oczekiwań. Drugą kartką była lista przedmiotów, które miałam wybrać  na następne 2 lata nauki. Przez chwilę zastanawiał się i rozważałam różne opcje by w końcu przypomnieć sobie jedną istotną rzecz. Następnie wzięłam pióro i zaczęłam zaznaczać przedmioty, które lubię, czyli eliksiry, OPCM, Starożytne Runy oraz Astronomię. Zostały mi jeszcze 3 przedmioty do zaznaczenia, więc wybrałam te, które jako tako toleruję, czyli Zaklęcia i uroki, transmutację oraz Historię Magii. Gdy już wszystko zaznaczyłam odłożyłam kartki na bok i się położyłam mówiąc:
- Skończyłam.
Na te słowa dziewczyny spojrzały na mnie. Katherine po chwili podeszła do mnie i zapytała:
- Już ? Jakie przedmioty wybrałaś ? Jaki zawód ?
Słysząc te pytania myślałam, że zadaje je osoba z porażeniem mózgu. Spojrzałam na nią jak na idiotkę i zaczęłam mówić:
- Dziewczyno , chyba zapomniałaś kim my jesteśmy.
Tym razem to ona spojrzała na mnie jak na idiotkę, a Elizabeth spojrzała na nas zza kartek zaciekawiona. Zaczęłam jej tłumaczyć:
- Jesteśmy arystokratkami czystej krwi. My mamy swoje powinności, obowiązki, czy jak kto woli przeznaczenie.  Od dziecka rodzice wpajali nam zasady rodów czarodziei czystej krwi. Jaka jest podstawowa i najważniejsza zasada ?
- " Utrzymać przede wszystkim czystość krwi rodu. Małżeństwa powinni aranżować rodzice, którzy wybiorą odpowiedniego kandydata lub kandydatkę spełniającego/spełniającą  ich oczekiwania"
- Właśnie. Naszą przyszłością jest wyjście za mąż za arystokratę czystej krwi i danie dziedzica rodu, a później następne dzieci, które trzeba będzie wychować.  To jest nasze przeznaczenie. Dlatego wybrałam przedmioty,które lubię i toleruję, nie które z nich przydadzą mi się kiedy zostanę Śmierciożerczynią. Tym się właśnie kierowałam w wyborze przedmiotów.
Na moje słowa dziewczyny zamyśliły się by po chwili przyznać mi rację. Katherine zaznaczyła takie same przedmioty jak ja tak samo Elizabeth,ale ona dodała jeszcze Numerologię. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Jeszcze raz spojrzałam na plan. Pierwsze mam dwie godziny eliksirów. Zgodnie stałyśmy od stołu i ruszyłyśmy w stronę lochów. Weszłyśmy do PWŚ by następnie ruszyć do naszego pokoju. Tam podeszłam do kufra i wyciągnęłam czarną torbę na ramię z godłem Slytherina. Włożyłam potrzebne mi dzisiaj podręczniki i razem z dziewczynami ruszyłyśmy na pierwszą w tym roku lekcję eliksirów.  Byłyśmy przed czasem,więc oparłyśmy się o ścianę i zaczęłyśmy rozmawiać o różnych spawach. Nareszcie zabrzmiał gong. Wszyscy weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsca. Usiadłyśmy w trzecim rzędzie. Ja usiadłam na środku, a po moich bokach Elizabeth i Katherine. Tę lekcję jak i wszystkie inne mieliśmy oczywiście z kim ? Z Gryfonami. Oczywiście jakby inaczej. Czy dyrektor naprawdę sądzi,że nasze domy się pogodzą ? Próżne nadzieje. Slytherin i Gryfindor nigdy nie będą żyły razem w zgodzie. Moje myśli przerwał nowy nauczyciel eliksirów niejaki profesor Horacy Slughorn. Zaczął mówić:
- Witajcie. Jak już zapewne wiecie jestem profesor Horacy Slughorn i będę was uczył eliksirów. Na początku coś Wam powiem. Dzisiejszego ranka przygotowałem dwa eliksiry, które stoją na pierwszej ławce. Czy ktoś z Was wie jak się nazywają ?
Oczywiście jak można było przewidzieć ręka Granger wystrzeliła w górę. Po uprzejmościach wymienionych z profesorem podeszła do pierwszego kociołka, gdy już miała odpowiedzieć do sali wtargnęli Potter i Wesley.  Oczywiście musieli zrobić w okół siebie szum. Widziałam jak na widok Pottera Slughornowi aż zaświeciły się oczy. Czyli , profesorek leci na sławę hmm. Już zaczynam go nie trawić,a nie minęło jeszcze 15 minut lekcji.Wreszcie Granger dostała głos i powiedziała:
- Pierwszy to Veritaserum , a drugi to Amortencja.
- Bardzo dobrze panno Granger. Jednak Amortencja nie  wzbudza prawdziwej miłości, bo to nie możliwe, ale powoduje bardzo silne zadurzenie lub obsesję. Z tego powodu to zapewne najbardziej niebezpieczny eliksir w tej sali.
Przez chwilę myślałam,że wybuchnę śmiechem,ale się powstrzymałam i miałam nadal obojętny wyraz twarzy. Nie powiem widok Parkinson i Brown na czele dziewczyn podchodzących powoli do tego eliksiru był prze zabawny. Ciekawe na kim by chciały go użyć. Pewnie Parkinson na Malfoyu, ale Brown. Choć zapewne po tym uśmiech skierowanym do rudzielca to pewnie do niego. Dobra. Lekcja się skończyła. W zasadzie nic nie zrobiliśmy. Zobaczymy na następnej lekcji. Na przerwie rozmawiałyśmy o tej lekcji. Podzieliłam się spostrzeżeniami w stosunku do Parkinson i Brown, która ewidentnie leci na Wesleya. Kolejną lekcję eliksirów spędziliśmy na ważeniu eliksiru, czyli Wywarze Żywej Śmierci. Oczywiście zrobiłam go perfekcyjnie i skończyłam go jako pierwsza czekając aż podejdzie do mnie Slughorn. Gdy podszedł i wrzucił listek,który się spalił aż zaklaskał w dłonie i dopiero teraz zwrócił na mnie uwagę  mówiąc:
- Wyśmienicie. Idealnie uwarzony eliksir. Jak się nazywasz ?
- Jestem Annabell Prince profesorze.
Na moje nazwisko profesorowi zaświeciły się oczy. Najwyraźniej wiedział kim są lub znał osobiście moich rodziców. Wysokie szychy w Ministerstwie Magii. Slughorn jakby nie dowierzając zapytał się:
- Kim są Twoi rodzice ? Chyba znam to nazwisko tylko nie mogę sobie przypomnieć skąd.
Wiedziałam,że udaje. To było gołym okiem widać,że wie kim są właściciele tego nazwiska, ale musiałam grać pozory, więc odpowiedziałam:
- Moi rodzice do Rebecca i Aaron Prince. Pracują w Ministerstwie Magii.
- Ach teraz ich kojarzę. Za tak wyśmienity eliksir dostajesz 20 punktów dla Twojego domu.
Skończywszy mówić uśmiechnął się szeroko i wrócił do innych uczniów. Jaki żałosny typek. Będę musiała wypytać o niego rodziców lub Snape'a. Lekcja się skończyła i teraz miałyśmy godzinę wolnego przynajmniej ja i Katherine, bo Elizabeth miała Numerologię. Poszłyśmy do PWŚ i tam zaczekałyśmy na następną lekcję, którą była Obrona Przed Czarną Magia w tym roku prowadzona przez Severusa Snape'a. Gdy wybił gong na przerwę powoli z Katherine ruszyłyśmy na trzecie piętro gdzie mieściła się klasa, w której odbywały się zajęcia OPCM-u.  Jak zwykle oparłyśmy się o ścianę i czekałyśmy na Elizabeth, która przyszła 5 minut później. Zaczęła narzekać:
- Jak ja tej szlamy nienawidzę. Ja mam z nią Numerologię. Rozumiecie to! Jeszcze się szlama wymądrza. Normalnie nikogo nie dopuszcza do głosu. Nawet dzisiaj poprawiła  profesor Vector. Myślałam,że jej zaraz Cruciatusa rzucę. Ona w ogóle nie powinna chodzić do tej szkoły. Nic nie warta szlama.
Na te słowa uśmiechnęłyśmy się z Katherine do siebie, bo rzadko się zdarza,że Lee nie panuje nad sobą. Doprawdy przezabawny widok. Wreszcie zadzwonił gong, a Elizabeth  wciąż była wkurzona. Jako przyjaciółka pocieszyłam ją mówiąc:
- Kochana, zaraz mamy OPCM ze Snapem. On ją już utemperuje.
Na te słowa od razu się uśmiechnęła i razem weszłyśmy do sali by zająć miejsca po lewej stronie w trzecim rzędzie. Taki sam układ jak na każdej lekcji, czyli ja na środku, a dziewczyny po moich bokach. Niedaleko nas usiadło Golden Trio. Granger zawzięcie coś mówiła tym idiotom uśmiechając się tak szeroko,że się dziwię,że jeszcze jej szczęka nie wyleciała. Po chwili cała trójka spojrzała w stronę Lee. Już wiedziałam o czym mówią,a raczej o kim. Bezczelnie obgadywali moją przyjaciółkę, ale pożałują tego. Jeszcze dzisiaj.Następnie spojrzeli na mnie, a ja uśmiechnęłam się wrednie. To było ostrzeżenie, kolejnego nie będzie. Za nami jak się okazało usiadło trzech chłopaków z mojego domu. Łatwo się było domyślić,że są to Zabini, Nott i Malfoy. Uśmiechali się w naszą stronę.Gdy Zabini chciał coś powiedzieć nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Tak, to był profesor Snape. Lekcja się zaczęła i wszystkie rozmowy umilkły. Spojrzałam jeszcze raz na Golden Trio i uśmiechnęłam się wrednie. Ta mina mówiła tylko jedno: Zemsta za Lee. Oni o tym wiedzieli, bo natychmiast zbladli, a Granger spuściła głowę. Już za późno. Doigrają się i dostaną nauczkę,że ze mną jak i moimi przyjaciółkami się nie zadziera. Profesor Snape zaczął mówić:
- Jak już dobrze wiecie to ja będę was uczył w tym roku Obrony Przed Czarna Magią...
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ja mu przeszkodziłam zgłaszając się. Uniósł brew do góry i skinął głową dając mi znak,że mogę mówić:
- Chciałam tylko powiedzieć profesorze,że to jest jedna z mądrzejszych decyzji dyrektora. Nie oszukujmy się pańscy poprzednicy nic nas nie nauczyli. Pierwsza klasa Quirrell , druga pożal się Merlinie pozer Lockhart, trzecia- tutaj spojrzałam na Pottera- wilczek Lupin- na te słowa widziałam jak Wybraniec poczerwieniał ze złości, a za mną ktoś zawył, był to oczywiście Malfoy, który się do mnie uśmiechnął, kontynuowałam- czwarta auror Moddy, piąta Panna Różowo Mi W Głowie Umbridge. To nie byli w ogólne nauczyciele. Niczego nas nie nauczyli. Mam nadzieję,że pan profesorze przełamie w końcu tę farsę. Jeszcze raz gratuluję posady, tylko szkoda,że nie uczy nas pan eliksirów...
- Bo już nie jesteś najlepsza z eliksirów i profesor Slughorn ma Cie w głębokim poważaniu to już Ci szkoda,że Snape nas nie uczy.- wybuchnął Potter.
Ooo Tak. Właśnie na to czekałam, zabawę czas zacząć:
-  Tak się składa, że to JA dzisiaj dostałam 20 punktów za idealnie uwarzony eliksir Wywaru Żywej Śmierci, a nie Ty. Ciebie lubi tylko przez pryzmat tego,że  masz na nazwisko Potter oraz za Twoją sławę, która jest żałosna tak samo jak Ty. Teraz z łaski swojej zamknij się, bo jakbyś nie zauważył to trwa lekcja, którą przerwałeś swoim idiotycznym wybuchem.
Cały czas mówiłam spokojnie z maską obojętności, co nie można powiedzieć o Potterze, który był cały czerwony ze złości i krzyczał. Niedojda. Odwróciłam się w stronę profesora Snape. Ten patrzył się cały czas na nas. W końcu powiedział:
- Potter 20 punktów od Gryfindoru za przerwanie pannie Prince. Ty natomiast 5 punktów od Slytherina za wypowiedź o nauczycielach oraz 10 punktów dla Slytherinu za poprawnie uwarzony eliksir. Teraz jednak wracajmy do lekcji.
Na te słowa uśmiechnęłam się do profesora by potem pokazać Potterowi wredny uśmiech. Lekcja minęła spokojnie. Gdy byłyśmy w drodze do WS przeszkodził nam Potter i reszta Golden Trio. Uczniowie na ten widok zatrzymywali się i czekali na rozwój wydarzeń. Potter wreszcie zaczął mówić:
- Ty przeklęta Ślizgonko. To wszystko przez Ciebie. Po jaką cholerę musiałaś się odzywać i jakim prawem obrażasz profesora Lupina.
- Byłego profesora jak już.Trzeba było nie zaczynać.
- Niby co zrobiliśmy co ?
- Granger chyba Wam wszystko powiedziała, czyż nie ?
Na te słowa dziewczyna się zarumieniła, a ja uśmiechnęłam się wrednie. Dziewczyny koło mnie nie wiedziały o co chodzi,ale chyba szybko się domyśliły, bo zaraz wkroczyły do akcji. Lee wkurzona zaczęła mówić:
- Co szlamo ? Już się pochwaliłaś ? Jesteś żałosna. Myślisz,że wszyscy Cię polubią za to,że aż kipisz wiedzą, że się wymądrzasz ? Jeżeli tak to się grubo mylisz. Nawet nie wiesz jakie jest to wkurzające.
- A co ? Czyżbyś jej zazdrościła tego,że jest mądrzejsza od Ciebie, czarownicy czystej krwi. To Cię razi,że mugolaczka jest lepsza od Ciebie.- krzyczał Wesley.
Już chciałam coś powiedzieć,ale uprzedziła mnie Davis mówiąc:
- Ty się nie odzywaj, zdrajco krwi. Przynosisz hańbę czarodziejom. Jesteś tak samo żałosny jak pozostała dwójka . Nic nie warci idioci, którzy myślą,że jak się podlizują dyrektorowi to są ponad wszystko. Mylicie się.
Znów Potter zaczął mówić,a raczej krzyczeć w stronę brunetki:
- Mówi to zwykła szmata, która się nie szanuje. No z iloma facetami się przespałaś co ? Przyznaj się. Pewnie teraz nawet nie pamiętasz, jesteś zwykłą dziwką.
Nie, teraz przesadził. Już miałam coś powiedzieć,ale Potter jeszcze nie skończył:
- A Ty Lee. Czarownica, która uważa się za inteligentną,a jest głupia jak szyszka i jeszcze nic nie warta.
Razem z Davis chciałyśmy coś powiedzieć, ale czarnowłosy spojrzał jeszcze na mnie i powiedział:
- No i oczywiście Prince. Jedna wielka dziwka. Przyznaj się. Sypiasz ze Snapem dzięki czemu dostajesz takie oceny i nie dostajesz szlabanów. Hmm? Bo w końcu do niczego innego się nie nadajesz.
Stałam jak rażona piorunem. On to powiedział. Potter nazwał mnie dziwką Snape. Za mną odezwał się męski głos, który przeszedł koło mnie i stanął przede mną patrząc na Pottera. Był to Malfoy, a koło niego jak z pod ziemi wyrośli Zabini, który stanął przed Katherine i Nott stojący przed Lee. Blondyn zaczął mówić z wyraźną pogardą w głosie patrząc na Pottera z obrzydzeniem:
- Myślałem,że niżej upaść nie możesz, a jednak. Jak śmiesz tak do niej mówić. Jeszcze raz zauważę,że się do niej zbliżysz to pożałujesz. Trzymaj   się od nich z daleka. Widać,że wychowywali Cie mugole. Nie masz ani krzty szacunku do kobiet.
Następnie do czarnowłosego podszedł Zabini i powiedział:
- Davis też się to tyczy. Jeżeli jeszcze raz ją tak nazwiesz lub się w ogólne na nią spojrzysz tak Ci dokopię,że nawet te Twoje Golden Trio Cię nie pozna.
Kolejny był Nott, mówiąc:
- Jeszcze raz porównasz Lee do tej szlamy to pożałujesz.Nie zbliżaj się do niej, a nawet na nią nie spoglądaj. bo z tych Twoich  okularków zostanie miazga tak jak z Ciebie. Trzymajcie się od nich z daleka.
Po tych słowach każdy chłopak zabrał jedną z nas za ramię i ruszyli do PWŚ. Stamtąd poszliśmy jak się domyślam do ich pokoju. Był to taki sam pokój jak nasz tylko,że ten był przesiąknięty męskimi perfumami. Usiadłyśmy na kogoś łóżku i patrzyłyśmy się na nich, a oni na nas. Po chwili odzyskałam głos i powiedziałam:
- On na prawdę nazwał mnie dziwką Snape ?
- A mnie szmatą ?
-  A mnie porównał do szyszki i powiedział,że jestem nic nie warta i głupia ?
Spojrzałyśmy się na siebie i powiedziałyśmy razem:
- Muszę się napić.
Na te słowa zaśmiałyśmy się. Chłopaki patrzyli na nas dziwnie by po chwili się uśmiechnąć. Blaise wstał i poszedł gdzieś by po chwili wrócić z dwoma skrzynkami Ognistej Whisky mówiąc:
- Wasze życzenie jest dla mnie rozkazem.
Następnie rozdał każdemu po butelce. Wszyscy razem otworzyliśmy butelki i stukając się z z każdym krzyknęliśmy:
- Na zdrowie.
Pociągnęłam ostro z butelki. Czułam jak alkohol przepływa mi przez krtań. Tak. tego było mi trzeba. Nagle usłyszeliśmy gong przypominający o lekcji. Spojrzeliśmy się po sobie. Wiedzieliśmy czego chcemy. Zawołałam:
- Zgredku !
Przede mną pojawił się tak dobrze znany mi skrzat domowy. Powiedziałam mu,żeby nam przyniósł jakieś przekąski. Po chwili razem z dziewczynami poszłyśmy do pokoju by się przebrać z mundurków. Założyłam czarne rurki z dziurami na kolanach, czarną bokserkę z jakimiś napisami i czarne vansy. Poprawiłam makijaż i byłam gotowa. Dziewczyny ubrały się tak samo jak ja tylko,że w innym kolorze. Katherine na szmaragdowo,a  Elizabeth na biało. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Tak. Miałyśmy tą samą myśl. Czas na imprezę. Wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy się w kierunku pokoju chłopaków. Oni też byli przebrani na luzie. Leciała muzyczka,były przekąski i alkohol. Gdy zamykałam pokój rzuciłam jeszcze Silencio . Imprezę czas zacząć !!!

niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 4 Początek szkoły i incydent z Parkinson.

Dzisiejszy ranek minął mi w pośpiechu z tegoż powodu iż zaspałam. Gdy zostałam obudzona przez Groszka- mojego skrzata domowego-, i zobaczyłam, która jest godzina, jak z procy wyskoczyłam z łóżka i ruszyłam do garderoby po ubrania, które wczorajszego wieczoru uszykowałam. Szybko je zabrałam i ruszyłam w stronę łazienki.Tam wzięłam pięciominutowy prysznic, by następnie ubrać się w przyniesione rzeczy, czyli ciemno fioletową sukienkę na ramiączka z czarnym paskiem, który miał z boku czarną różę. Pasek ten znajdował się  pod moim  biustem. Na to zarzuciłam czarną skórzaną kurtkę damską z ćwiekami, którą zostawiłam odpiętą. Założyłam jeszcze wysokie czarne buty z ćwiekami by następnie zrobić idealnie wysoką kitkę oraz perfekcyjny makijaż  i szybkim krokiem pójść do jadalni. Tam czekali już na mnie moi rodzice oraz kufer przyniesiony przez skrzata. Ze stołu zabrałam tylko  jabłko i mogłam ruszać. Wzięłam czarną torebkę na ramię i chciałam już iść do punktu teleportacyjnego, gdy usłyszałam głos ojca:
- Annabell nie zapomniałaś może czegoś ?
Odwróciłam się w jego stronę nie wiedząc o co chodzi, ale gdy zobaczyłam moją czarną sowę w klatce obok kufra zrozumiałam. Kompletnie o niej zapomniałam. Była to czarna sówka, którą dostałam od rodziców jakiś czas temu. Z tego całego zamieszania wyleciała mi z pamięci,ale najwyraźniej nie moim rodzicom, którzy od zawsze preferują perfekcję. Wszystko co robią musi być perfekcyjnie. Od dziecka mi to wpajali tak samo jak zasady rodów czystej krwi. Niestety nie za bardzo im to wyszło. Choć próbuję być zawsze perfekcyjna nijak mi to nie wychodzi. Cóż takie życie. Jednakże wracając do teraźniejszości szybko machnęłam różdżką i w moim kufrze znalazły się wszystkie rzeczy potrzebnej mojej Surgnes. Tak dziwne imię dla sowy, ale mi się podoba i moim rodzicom też. Razem z matką skierowałyśmy się to punktu teleportacyjnego, a za nami mój ojciec z moim bagażem. Teleportowałam się razem z matką. Znowu te uczucie jak gdyby ktoś mnie przeciskać przez małą rurkę. Gdy otworzyłam oczy już znajdowałam się na peronie 9 i 3/4. Za chwilę koło nas pojawił się Aaron Prince,  mój ojciec. Szybko ruszyłam w stronę pociągu. Gdy byłam już blisko pożegnałam się z rodzicami, zabrałam bagaże od ojca i wsiadłam do pociągu. Było tutaj tyle uczniów, że ledwie mogłam przejść.  W końcu się wkurzyłam i powiedziałam dosyć głośno,żeby wszyscy stojący mi na drodze usłyszeli:
- Przesuńcie się do cholery,bo zaraz poznacie zakres moich zaklęć czarnomagicznych. 
Na te słowa wszyscy spojrzeli w moją stronę na co uśmiechnęłam się wrednie. Gdy zobaczyli kim jestem wszyscy od razu się odsunęli i zrobili mi przejście. Ja z dumnie uniesioną głową ruszyłam do przodu w kierunku specjalnego przydziału dla uczniów domu Salazara Slytherina. Gdy już tam byłam zaczęłam szukać moich przyjaciółek. W końcu je znalazłam. Gdy weszłam do przedziału od razu się na mnie rzuciły. Gdy już mnie wyściskały pomogły mi włożyć kufer do góry i spokojnie mogłam już usiąść. Zaczęły opowiadać co robiły przez ten czas co się nie widziałyśmy, a były to zaledwie  trzy dni. Gdy zaczęłyśmy zastanawiać się kto tym razem będzie uczył Obrony Przed Czarną Magią ktoś otworzył drzwi naszego przedziału. Od razu moja twarz stała się jak wykuta z kamienia. Pewnie zastanawiacie się Dlaczego ? Otóż ja nie pokazuję emocji. Nikomu. No  oprócz Elizabeth i Katherine. Przy nich jestem sobą, ale dla innych to co innego. Jestem zimną suką, która niszy wszystko co stanie jej na drodze do wypatrzonego celu. Wracając już po raz kolejny do teraźniejszości w drzwiach ukazała się  twarz ciemnoskórego chłopaka o krótko przyciętych włosach i brązowych oczach z naszego roku oraz domu. Był to sam Blaise Zabini,a za nim blady czarnowłosy chłopak o brązowych oczach, czyli Teodor Nott oraz blondyn o szlacheckich rysach twarzy , bladej cerze oraz stalowych tęczówkach, Draco Malfoy. Nie powiem zdziwiłam się ich widokiem. Ta trójka jest bardzo popularna w Slytherinie jak i w całej szkole. Znani są ze swojej urody, imprezowania oraz liczebnością przespanych dziewczyn. Wszystkie laski na nich lecą, no oprócz nas. Nagle odezwał się Zabini:
- Witam dziewczęta Możemy się przysiąść ?
Zapytał z uśmiechem, który zapewne myślał był czarujący,ale tutaj był w błędzie. Jak już wspomniałam my nie należymy do ich fanek gotowe zrobić wszystko by choć zwrócić na siebie ich uwagę. zanim się odezwałam uprzedziła mnie Katherine, która miała na ustach słodki uśmieszek, który nie wróżył nic dobrego, ale ciemnoskóry najwyraźniej odebrał to inaczej, bo odwzajemnił go, a moja przyjaciółka zaczęła mówić:
- A czemuż to panie Zabini ? Czyżby nie było już wolnych miejsc ? Ale na pewno znajdą się takie dziewczyny, które chętnie panów przyjmą. Jednakże tutaj takich dziewczyn  nie znajdziecie, więc nie do widzenia. Do wyjścia panowie trafią ? Jakby jednak panowie nie wiedzieli. Tam są drzwi.
Z każdym jej słowem na jej twarzy pojawiał się szyderczy uśmiech, a na koniec swojej wypowiedzi ostentacyjnie zarzuciła włosy przez ramię i wskazała dłonią drzwi. No nie powiem. Jestem z niej dumna. Spojrzałam na Zabiniego. Jego mina była bezcenna. Ten szok na jego twarzy oraz jego towarzyszy. Szkoda,że nie zrobiłam zdjęcia. Cisza zapadła w całym przedziale. Nagle głos zabrała Elizabeth:
- Katherine ma racje. Nie znajdziecie tutaj swoich fanek, czyli bezmózgich idiotek, śliniących się na wasz widok. Jednakże znajcie naszą łaskę. Siadajcie. 
Razem z Katherine spojrzałyśmy na nią jak na idiotkę. Chłopacy słysząc to weszli i zajęli miejsca. Na moją stronę przeszły Katherine i Elizabeth, więc przed nami siedzieli nowo przybyli. Nie chcąc
brać w tym śmiesznym przedstawieniu udział z torebki wyciągnęłam książkę o zaawansowanych eliksirach. W przedziale zapanowała cisza, którą przez jakiś czas przerywało moje przewrócenie strony. W końcu zaczęli wszyscy normalnie rozmawiać. Gdy Zabini chciał się o coś zapytać jak mniemam nas ponownie otworzyły się drzwi. Tym razem była to dziewczyna, także z naszego domu o czarnych krótkich włosach i ciemnych oczach  oraz twarzy przypominającej paszcze  mopsa. Gdy rozejrzała się po twarzach pisnęła ucieszona na widok Malfoya. Szybko przeszła odległość po między nimi i rzuciła się mu na szyję i zaczęła całować. Na ten widok zrobiłam zniesmaczoną minę. Wszyscy wiedzieli jakimi uczuciami Pansy Parkinson darzy tutaj obecnego Dracona Malfoya lecz wszyscy wiedzą oprócz niej,że te uczucia są nieodwzajemnione. Malfoy próbował się wyswobodzić z jej uścisku i popchnął ją przed siebie, czyli na mnie, bo siedziałam na przeciwko niego. Parkinson upadła na mnie, a raczej na moją książkę, która upadła z hukiem na podłogę. Szybko wstała i nawet na mnie nie spoglądając usiadła Malfoyowi na kolana. Następnie obejrzała się na mnie oraz dziewczyny, by następnie powiedzieć:
- Czemu siedzisz tutaj z tymi brzydulami ? Przecież wiesz,że u mnie w przedziale zawsze jest dla Ciebie i Twoich przyjaciół miejsce. Przecież nie możecie siedzieć z takimi zerami jak one, a tak w ogóle. Kim one są ? Nie znam ich. 
Tego już było za wiele. Nikt nie będzie obrażał moich przyjaciółek i do tego w mojej obecności ani mnie. Jeszcze takie coś jak ona. Czułam obok siebie jak Katherine już chce coś powiedzieć, ale tym razem to ja byłam szybsza. Podałam książkę brunetce jednocześnie dając jej znak,że się tym zajmę i powoli wstałam. Nie wiele myśląc ściągnęłam Parkinson jednym machnięciem ręki z kolan Malfoja tak,że wylądowała u moich stóp. Na jej twarzy było widać zaskoczenie, a gdy zobaczyła moją minę także przerażenie. Nie dziwię się. Nawet nie wie co ją czeka za taką zniewagę. Miałam gdzieś, że nie jestem tutaj sama, a raczej, że są tutaj osoby trzecie, bo dziewczyny są przyzwyczajone do takiej mnie. Z kieszeni kurtki wyjęłam swoją różdżkę i zaczęłam ją obracać w dłoniach. Zaczęłam powoli i z udawanym spokojem mówić:
- Wiesz co właśnie zrobiłaś ? Znieważyłaś mnie oraz moje przyjaciółki do tego w mojej obecności.Taka zniewaga jest nie dopuszczalna, dlatego za nią zapłacisz. 
Nim się ktokolwiek zorientował już rzuciłam na nią Levicorpus . Odleciała na drzwi wejściowe do przedziału z taką siłą, że te się zatrzęsły. Podeszłam do niej powoli i zaklęciem podniosłam ją tak by spojrzała w moje oczy, które ukazywały tylko pogardę. Dziewczyna była przerażona, a ja ze spokojem zaczęłam mówić:
- To jest tylko rozgrzewka nie bój się. 
W myślach rzuciłam Silenco na przedział i skierowałam różdżkę w stronę przerażonej dziewczyny. Powiedziałam tylko jedno słowo i tak cicho,że tylko ona je słyszała, na co jeszcze bardziej wytrzeszczała oczy:
- Crucio,
Zaczęła krzyczeć w niebo głosy. Błagała,żebym przestała,ale ja byłam nie uległa. Dopiero po pięciu minutach zdjęłam z niej zaklęcie.  Jeszcze raz do niej podeszłam i powiedziałam:
- Tak kończą Ci, którzy ośmielają się mnie obrażać oraz moje przyjaciółki. zapamiętaj sobie to Parkinson, a teraz wypierdalaj. Nie chcę już Cie dzisiaj więcej widzieć na oczy. 
Na te słowa próbowała wstać lecz nie mogła. Widząc jednakże mój błysk w oczach szybko się podniosła i szła w kierunku wyjścia. ale zatrzymałam ją przy drzwiach. Odwróciła się do mnie z przerażeniem na twarzy na co się wrednie uśmiechnęłam i powiedziałam:
- Nacisnęłaś mi na odcisk Parkinson. Zapamiętam sobie to, więc lepiej się pilnuj, bo znowu oberwiesz. Jeżeli się dowiem,że komuś coś powiedziałaś, znajdę Cię i pożałujesz tego, a teraz idź już, bo zmienię zdanie.
Na te ostanie słowa dziewczyna wręcz wybiegła z przedziału. Natomiast ja jak gdyby nic usiadłam na swoje miejsce, by znów powrócić do czytania książki. W przedziale panowała cisza dopóki nie przerwała ją Katherine, która wyciągnęła do mnie piątkę, którą przybiłam i zaczęła mówić:
- No nieźle jej powiedziałaś. Niech wie,że z nami się nie zadziera. Nie mam racji ?
Na te słowa Elizabeth pokręciła głową rozbawiona i przytaknęła. Nagle odezwał się Zabini:
- Kim wy jesteście ? Dlaczego to jej zrobiłaś ? 
To pytanie już skierował do mnie, ale nic nie powiedziałam tylko dałam znak Elizabeth by zaczęła mówić i tak też po chwili zrobiła:
- Słyszeliście może o  Katherine Davis, Elizabeth Lee oraz Annabell Prince z naszego domu ?
Na te słowa wszyscy potaknęli głowami, więc blondynka ciągnęła dalej:
- Co wiecie na ich temat ?
- Elizabeth Lee, czarownica czystej krwi. Jest to inteligentna uczennica. Raz jakiś ślizgon porównał ją do Granger. Dzień później zniknął ze szkoły z niewiadomych okolicznościach.- powiedział Teodor.
- Katherine Davis to czarownica czystej krwi. Zabawna, imprezowiczka. Raz jakiś Gryfon nazwał ją szmatą, bo nie stroiła od chłopaków,ale z nim nie chciała się przespać. Tego samego dnia zniknął i nigdy nie wrócił.- powiedział Blaise.
- Annabell Prince pochodzi ze starego rodu czarodziei czystej krwi. Jest osobą tajemniczą i niedostępną. Stroni od towarzystwa. Bardzo dobra uczennica. Na pierwszym roku ktoś ze ślizgonów zaczął ją obrażać. Tego samego dnia wyjechał do Durmstrangu z ohydną blizną na policzku i nigdy go już nie widzieli. Podobno nie miał także dwóch palców u rąk.- powiedział Draco.
Wszystkie trzy uśmiechnęłyśmy się na te wspomnienia. Po chwili ciszy Katherine odchrząknęła i powiedziała uroczyście:
- Pragnę państwu przedstawić niezastąpioną i jakże inteligentną Elizabeth Lee.
Na te słowa chłopacy wytrzeszczyli oczy. Następnie pałeczkę przejęła Elizabeth i także uroczystym głosem powiedziała:
- Pragnę przedstawić państwu imprezową i nieprzestrzegającej żadnych zasad, Katherine Davis.
Ich oczy jeszcze bardziej się wytrzeszczyły. Katherine znów przejęła pałeczkę i powiedziała uroczystym i poważnym tonem:
- A oto jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna i zarazem niebezpieczna Annabell Prince.
Na te słowa  spojrzeli na mnie z szokiem. Nie tylko na mnie.Spoglądali na nas jak na nie wiem  co. Spojrzałam przez okno. Zaskoczyłam się na ten widok. Otóż jeżeli mnie wzrok nie myli zbliżamy się już do Hogwartu. Podzieliłam się z tą informacją z innymi. Piętnaście minut późnij wszyscy byliśmy przebrani w mundurki i wychodziliśmy z pociągu, jednocześnie szukając wolnego powozu. W końcu go znaleźliśmy i całą szóstką go zajęliśmy. Droga minęła nam w ciszy. Widocznie, niektórzy tutaj obecni musieli przyswoić sobie pewne informacje. Chociaż, moim zdaniem nie jest to nic nadzwyczajnego, ale to ich sprawa.  W końcu dotarliśmy do zamku. Jak na  dżentelmenów przystało panowie pomogli nam wyjść z powozu. Skierowaliśmy się w stronę Wielkiej Sali. Jak zwykle z dziewczynami szłyśmy na sam koniec stołu,ale ktoś nas powstrzymał, a tym ktosiem był oczywiście Blaise Zabini:
- Hola,hola. A Wy gdzie idziecie dziewczęta ?
- Na swoje miejsce baranie, a gdzież by indziej.-słodko odpowiedziała Katherine.
- Wybaczę Ci tego barana, lecz Wy siedzicie z nami.- powiedział wspaniałomyślnie Blaise.
Po tych słowach skierowali nas do miejsca gdzie zazwyczaj siadali, czyli w centralnym miejscu stołu. Byłam tak zmęczona,że nie robiłam żadnych problemów i usiadłam mając za sąsiadów. Po lewej stronie Katherine, a po prawej Draco. Na przeciwko nas usiedli kolejno Blaise,Elizabeth i Teodor.Najpierw jak co roku był Przydział Domów, na który w ogólnie nie zwróciłam uwagi. Następnie kilka słów Starego Dropsa i wreszcie uczta. Nie miałam dzisiaj nic w ustach oprócz jabłka,więc oczywiste jest to,że umierałam z głodu. Nałożyłam sobie sałatkę, pierś kurczaka oraz smażone ziemniaczki . Nalałam jeszcze soku dyniowego i zaczęłam jeść. Gdy już wszyscy byli najedzeni potrawy zniknęły i wszyscy już myśleli tylko o spaniu. Jednakże dyrektor miał inne plany. Wszedł na mównicę i zaczął mówić:
- Zanim pójdziecie do swoich dormitoriów, chciałbym Was poinformować o zmianach jakie zaszły w gronie nauczycielskim. Przedstawiam Wam profesora Horacego Slughorna, który będzie nauczał w tym roku eliksirów. 
Na te słowa uczniowie zaczęli klaskać,ale byli zdezorientowali. Nic dziwnego. Jeżeli ten Slughorn jest nowym nauczycielem eliksirów to kto jest nauczycielem OPCM-u ?
- Pewnie teraz zastanawiacie się kto jest nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią. Spokojnie nie jest to nikt z Ministerstwa Magii. Otóż jest nim Wam dobrze znany profesor Seversus Snape.
Na te słowa ożywiłam się i zaczęłam klaskać. Nie tylko ja. Cały dom Slytherinu zaczął klaskać, krzyczeć i gwizdać z radości. Nie to co inne domy. Krukoni i Puchoni  klaskali z uprzejmości, ale Gryfoni byli zdegustowani, wściekli( Wesley) i przerażeni(   Longbottom). Po dziesięciu minutach kiedy dyrektor wreszcie nas uciszył powiedział wreszcie te upragnione słowa:
- Dobrze to na tyle jeżeli chodzi o informacje. Możecie się rozejść. Dobranoc.
Na te słowa  całą szóstką ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Prefekt domu powiedział hasło Czysta Krew i weszliśmy. Pożegnałyśmy się z chłopakami i ruszyłyśmy do swojego pokoju. Tam już znajdowały się nasze rzeczy. Był to duży przestronny pokój. Ściany były koloru szmaragdowego,a podłoga z czarnego marmuru, na której znajdował się biały puszysty dywan. Po za tym znajdowały się tu trzy łóżka, trzy biurka  trzy szafy oraz kominek. Były też drzwi, które prowadziły za pewne do łazienki, którą szybką zajęłam. Wzięłam zimny prysznic i przebrałam się swoją krótką szmaragdową koszulkę nocną. Następnie zwolniłam łazienkę swoim współlokatorkom i poszłam w kierunku swojego łóżka. Wyjęłam jeszcze z kufra budzik, który ustawiłam na   6:45. Powiedziałam dziewczyną dobranoc i położyłam się. Wypuściłam zasłony by otaczały ze wszystkich stron moje łóżko i otulona ciepłą kołdrą zasnęłam.      



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To jest strój, w który jest ubrana Annabell. Nie jestem dobra w opisach, więc przepraszam. Prosiłam bym także o komentarze,czy te pozytywne, czy te negatywne, bo chciałabym wiedzieć Czy mam pisać dalej czy też nie.

czwartek, 16 czerwca 2016

Rozdział 3 Koniec wakacji

Minęły już dwa tygodnie od mojego Naznaczenia. W tym czasie nic ciekawego się nie stało. Wczoraj poszłam z przyjaciółkami na Ulicę Pokątną by po kupić nowe podręczniki i inne rzeczy do szkoły. Po powrocie zaczęłam się pakować. Tak, byłam już spakowana na kolejny rok nauki. Już jutro znowu będę w Hogwarcie. Tym czasem starannie zawiązuję moje białe adidasy. Włosy związuję w wysoką kitkę. Miałam na sobie ciemnozielone shorty i białą przylegającą bokserkę. Tak ubrana ruszyłam do ogrodu by jak co rano pobiegać po terenie posiadłości. Gdy byłam już na dworze ruszyłam w stronę wyznaczonej przeze mnie trasy wyrównując oddech. Biegłam wyznaczoną dróżką, podziwiając ogród, o który tak bardzo dba moja matka. Wszystko tutaj było idealnie zaplanowane. Od stokrotek po drzewa jałowca. Przyspieszyłam tępo. Okrążyłam całą posiadłość, by w końcu znów znajdować się przed drzwiami dworu. Ruszyłam szybko do swojego pokoju. Było to przestronne pomieszczenie w barwach Slytherina. Cały dom urządzony był w tym stylu. Ściany miały kolor szmaragdu. Na podłodze znajdował się puchowy dywan w kolorze srebra. Trochę kosztował, ale dla mojej rodziny to nie problem. Meble były w kolorze ciemnego machoniu. Na środku pokoju znajdowało się ogromne łoże z baldachimem. Pościel w kolorze szmaragdowym i w tym samym kolorze poduszki, których  była tam cała masa. W pokoju znajdowała się także  toaletka, biurko i regały zapełnione książkami. Na ścianach wisiały portrety moich przodków oraz moje i moich przyjaciółek. W pokoju znajdowały się jeszcze trzy pary drzwi. Pierwsze prowadziły do przestronnej łazienki, w której także ściany były kolory szmaragdowego, a podłoga   z czarnego marmuru. Znajdowała się tam olbrzymiała wanna, prysznic, umywalka, toaleta i szafki, gdzie znajdowały się moje kosmetyki, których trochę było.  Drugie drzwi prowadziły do ogromnej garderoby. Tutaj także ściany były koloru szmaragdowego, a na podłodze rozłożony był biały, puszysty dywan. To tutaj trzymałam wszystkie moje rzeczy, czyli sukienki, spódnice, spodnie, bluzki,topy itd. Posiadałam także pokaźną kolekcję torebek oraz butów różnych typów: balerinki, koturny,szpilki i wiele innych. Miałam także oddzielną szafkę na biżuterię, a trochę jej posiadałam. Kolczyki, wisiorki, bransoletki, kolie z szmaragdów, diamentów i z innych kamieni szlachetnych. Trzecie drzwi prowadziły na duży balkon. Miałam z niego widok na całą posiadłość. Lubiłam wieczorami tutaj przesiadywać  w fotelu owinięta starannie puchowym kocem z gorącym kubkiem czekolady w rękach i patrzeć w gwiazdy lub czytać książkę o zaklęciach czarnomagicznych. Teraz ruszyłam w stronę garderoby skąd zabrałam świeżą bieliznę, koturny i szafirową prostą sukienkę. Kolejnym moim celem była łazienka. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w przyniesione wcześniej rzeczy. Zrobiłam jeszcze delikatny makijaż i ruszyłam do jadalni. Tam ujrzałam przy stole moich rodziców. Mężczyzna po trzydzieste siedział u szczytu stołu i czytał Proroka Codziennego. Miał czarne włosy, bladą cerę, szlachetne rysy twarzy i niebieskie oczy, które po nim odziedziczyłam. Ubrany był jak zwykle w ciemną, gustowną szatę.Obok niego siedziała moja starsza kopia lecz z  szmaragdowymi tęczówkami. Była ubrana w czarną, elegancką sukienkę. Przeglądała jakieś papiery. Nic dziwnego. Oboje zajmowali wysokie stanowiska w Ministerstwie Magii. Ojciec pracował na wysokim stanowisku w Departamencie Tajemnic oraz był członkiem Rady Nadzorczej Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Matka natomiast była szefową w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Mieli wysoką pozycję społeczną, którą wykorzystywali w służbie Czarnemu Panu. Tak, byli jednymi z wielu szpiegami w Ministerstwie Magii. Od jutra ja także miałam być szpiegiem w Hogwarcie razem z Katherine i Elizabeth. Zajęłam swoje miejsce przy stole  koło ojca i zaczęłam jeść. Śniadanie minęło nam w ciszy. Gdy skończyłam chciałam udać się do swojego pokoju, ale zatrzymał mnie głos ojca:
- Annabell, zostań na chwilę.
Zaskoczona wróciłam na swoje miejsce. Matka machnęła różdżką i wszystkie potrawy zniknęły zostawiając nienagannie przystrojony stół. Oby dwoje spojrzeli na mnie, a ja nie wiedziałam o co może chodzić. Wreszcie po chwili  odezwała się matka:
- Spakowałaś się już na jutro ?
- Tak, oczywiście.
- Odprowadzimy Cię jutro na dworzec.
- Dobrze.
- Annabell mamy nadzieję, że będziesz wzorową uczennicą. Staraj się nie wpadać w kłopoty, albo przynajmniej nie daj się złapać kiedy będziesz tępić szlamy i zdrajców krwi. Nie chcemy, żadnych skarg od nauczycieli za Twoje niestosowne zachowanie.-mówił ojciec.
- Jesteś arystokratką, nie zapominaj o tym. Powinnaś zachowywać się jak na Twój status przystało. Oczywiście, nie zabraniamy Ci tępienia i szykanowania szlam i zdrajców swej krwi, ale nie warto przez takie robaki robić sobie problemów. -pouczała mnie matka.
- Oczywiście matko, ojcze macie rację.-przyznałam im rację.
- Jeszcze jedna sprawa. W Hogwarcie będziesz musiała ukryć Mroczny Znak, więc musisz nauczyć się pewnego zaklęcia, którego  z Twoją matką używamy, na czas naszej pracy w Ministerstwie. Wystarczy,że przyłożysz koniec różdżki do znaku i powiesz Signum de adhaerente* wtedy znak zniknie. Zrozumiałaś wszystko ?
Spytał na koniec mój ojciec na co tylko kiwnęłam głową, że rozumiem. Następnie powiedział,że mogę już iść. Ruszyłam w stronę mojego pokoju. Tam wyciągnęłam różdżkę i przyłożyłam ją do lewego przedramienia i powiedziałam głośno:
-  Signum de adhaerente.
Z końca różdżki rozbłysło błękitne światło, które owinęło się wokół mojego lewego przedramienia i wsiąknęło w nie. Po chwili ukazała się moja nieskazitelna  mlecznobiała skóra bez wytatuowanego Mrocznego Znaku. Chwilę się mu przyglądałam by po chwili podejść do wielkiego regału i poszukać ciekawej lektury na dzisiejszy dzień. Delikatnie ręką sunęłam po grzbietach starych jak i nowych ksiąg. Wreszcie zainteresowała mnie książka zatytułowana: "  Zaklęcia Czarnomagiczne dla zaawansowanych.". Wyjęłam ją z regału i poszłam w kierunku łoża. Zdjęłam buty i kładąc się na nim wygodnie zaczęłam zagłębiać się w lekturze. Była bardzo interesująca. Opisywała najróżniejsze zaklęcia torturujące na ciele jak i w psychice ofiary. Było w niej wiele ciekawych zaklęć, które mi się przydadzą. Tak zagłębiłam się w lekturze,że ominęłam porę obiadu, a także ominęłabym i kolację, ale skrzat domowy- Groszek- po mnie przyszedł.Szybko zjadłam pożywne kanapki i wypiłam sok dyniowy by znów wrócić do lektury. Gdy ją skończyłam wzięłam długą relaksującą kąpiel, by później w szmaragdowej koszulce nocnej położyć się w miękkiej i delikatnej pościeli. Spojrzałam w stronę drzwi balkonowych, które ukazywały mrok nocy i księżyc znajdujący się  na niebie z milionami gwiazd. Jutro zaczyna się nowy rok szkolny. Po raz kolejny wrócę w mury Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Choć nie trawię Dumbledora  to jednak jak każdy uczeń tej szkoły ,uważam Hogwart jako mój drugi dom.  Razem z przyjaciółkami znów będziemy tępić szlamy, zdrajców krwi i wywyższać się ponad innymi.  Zamknęłam oczy czując nadchodzące zmęczenie. Z iście ślizgońskim uśmiechem na ustach zasnęłam, wspominając moje poprzednie lata w tej oto szkole. W magicznym i niezastąpionym Hogwarcie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Signum de adhaerente-jest to zaklęcie mojego autorstwa po łacinie, czyli Znaku znikaj. Wiem niezbyt kreatywne,ale na nic lepszego nie wpadłam.

wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 2 Inicjacja

Szłam coraz ciemniejszym korytarzem w dół. Drogę oświetlały mi pojedyncze pochodnie. Moi rodzice szli przede mną szybkim i dumnym krokiem. Kierowałam się za nimi z beznamiętnym wyrazem twarzy. Nie pozwoliłam sobie by na moją twarz wypłynęły jakiekolwiek emocje. Wreszcie dotarliśmy do celu. Znajdowałam się w dużym ciemnym pomieszczeniu. Kolorystyka była tutaj dosyć zgrana. Czerń, szmaragd i srebro. Kolory Domu Slytherina. Można się tego było spodziewać, w końcu wszyscy tutaj na czele z Czarnym Panem należeli lub należą do tegoż domu. Nie zwracając uwagi na swoich rodziców ruszyłam w stronę stojących przy ścianie postaci, po których posturze rozpoznałam swoje przyjaciółki.Na powitanie skinęłyśmy sobie głową. Nic nie mówiłyśmy. Czekałyśmy na to co ma nadejść. Gdy już wszyscy byli obecni, czyli cały Wewnętrzny Krąg Czarny Pan  stanął na środku pomieszczenia mówiąc:
- Witajcie drodzy Śmierciożercy. Spotkaliśmy się tu z pewnego powodu. Otóż dzisiaj do naszego grona dołączą nowe Śmierciożerczynie. Ale, żeby to nastąpiło muszą przejść ostatni etap inicjacji, by otrzymać Mroczny Znak.  Nie przedłużajmy, więc. Zapraszam do mnie drogie panie.
Na te słowa wszystkie trzy ruszyłyśmy w stronę Czarnego Pana. Szłam na czele naszej trójki. Gdy stanęłam przed Nim uklękłam i ucałowałam skrawek Jego szaty. Dopiero gdy dotknął mojego ramienia wstałam i ustąpiłam miejsca moim towarzyszkom. Po chwili wszystkie stałyśmy w jednym szeregu wyprostowane i czekające na zadanie. Czarny Pan uśmiechnął się na ten widok, przynajmniej wywnioskowałam, że to jest uśmiech z grymasu na Jego twarzy. Spojrzał na nas od góry do dołu i powiedział:
- Czas na wasze już ostatnie zadanie. Dołohow, Rookwood wiecie co macie robić.
Na te słowa mężczyźni ruszyli tylko w sobie znanym kierunku. Po chwili wrócili z dziesięcioma mugolami. Wyrzucili ich na środek patrząc na nich z pogardą i szyderstwem. Były do dwie rodziny, zważywszy na ich podobieństwo. Dwóch starszych mężczyzn około trzydziestki oraz w podobnym  wieku dwie kobiety. Reszta to były dzieci. Od 8-16 lat. Były przerażone. Nie tylko one, tak samo ich rodzice. Patrzyli się na wszystkich z przerażeniem. Wiedziałam co zaraz będziemy musiały zrobić. Czułam jak obok mnie stojąca Katherine nie może się już doczekać. Ja stałam niewzruszona. Wreszcie usłyszałyśmy rozkaz:
- Macie ich zabić, ale chcę ocenić wasze umiejętności dlatego po kolei. Najpierw Davis.
Na te słowa wyżej wymieniona pokłoniła się i ruszyła w stronę mugoli. Oni przerażeni cofali się. Matki schowały swoje dzieci za sobą. Brunetka nic sobie z tego nie robiąc, zaklęciem przywołała do siebie jednego z ojców. Rzucała na niego różnorodne klątwy. Widziałam jak się świetnie bawiła, aż wreszcie powiedziała:
- Avada Kedavra.
Mugol padł martwy. Usłyszałam krzyk rozpaczy. Należał on do prawdopodobnie żony już martwego mugola. Katherine szybko do niej poszła i rzuciła w nią Cruciatusa. Trzymała ją nim 10 minut , aż wreszcie Czarny Pan powiedział,że ma kończyć. Bez mruknięcia okiem zabiła ją. Następna w kolejce była Lee. Ona natomiast zajęła się trójką rodzeństwa.  Torturowała ich długo i kazała patrzeć im na swoje cierpienie. Najbardziej krzyczał chłopczyk w wieku około 8 lat. W końcu go zabiła. Czarny Pan zwrócił się teraz do mnie:
- Twoja kolej Prince.
Ukłoniłam się i ruszyłam w stronę jeszcze bardziej przerażonych mugoli patrzących na martwe i zmasakrowane ciała. Wiedzieli co ich czeka. Najpierw postanowiłam zając się małżeństwem. Najpierw rozgrzewka:
- Crucio.
Trzymałam ją nim  kobietę  z 15 min. Krzyczała w niebo głosy, a jej mąż nie mógł na to patrzeć,ale musiał, bo zmusiłam go zaklęciem. Widziałam cierpienie w jego oczach. Kolejne klątwy:
- Sectumsempra
Widziałam jak cierpi fizycznie, ale chciałam też,żeby cierpiała psychicznie dlatego teraz zaklęcie rzuciłam na jej męża:
-  Levicorpus
Mężczyzna poleciał na ścianę z taką siłą, że stracił przytomność. Zaklęciem przywołałam go do siebie i powiedziałam:
- Crucio.
Natychmiast się obudził i zaczął wić się na podłodze i krzyczeć. Rzuciłam na niego Silencio i nie przestawiając Cruciatusa magią bezróżdżkową rzuciłam go również na kobietę. W tym samym momencie małżeństwo wiło się pod tym okrutnym zaklęciem, które ja uwielbiałam. Usłyszałam jakieś szepty za sobą.Nic dziwnego. Rzadko się zdarza, by któryś  z czarodziei opanował ten rodzaj magii, a tu stoję ja, szesnastolatka, która torturuję dwoje mugoli w tym samy czasie. Wzmocniłam zaklęcie. W końcu z wycieńczenia mężczyzna umarł. Kobieta spojrzała na swojego męża, a później na mnie, na swoje dzieci przestraszone i w końcu znów na mnie. Powiedziała cicho,że tylko ja to usłyszałam:
- Proszę, jeżeli już musisz zabić moje dzieci, błagam oszczędź im tych tortur. Błagam niech nie cierpią. Błagam.
Wyszeptała ostatnie te słowa i zmarła. Podeszłam do dzieci małżeństwa, które przed chwilą zabiłam.Patrzyły na mnie przerażone, ale widziałam coś jeszcze w ich oczach. One wiedziały. Wiedziały co ich czeka. Miały świadomość, że umrą dzisiaj i w tej chwili, z moich rąk. Rzuciłam nieme zaklęcie by oślepły,by nie widziały nawzajem swojej śmierci.Magią bezródżkową wypowiedziałam zaklęcie by za chwilę pojawiły się trzy zielone płomienie i trafiły w sparaliżowane ciała trójki bezbronnych sierot. Za chwilę już widziałam ich martwe ciała, które upadły przede mną. Z beznamiętnym wyrazem twarzy odwróciłam się i skierowałam się w stronę przyjaciółek. Gdy zajęłam swoje miejsce w szeregu dopiero teraz zauważyłam ciszę panującą w okół mnie. Wszyscy patrzyli się na mnie z szokiem. Spojrzałam na twarze swoich rodziców, którzy patrzyli na mnie z dumą. Wreszcie wszyscy znów parzyli na nas beznamiętnie, a Czarny Pan odezwał się:
- Dobrze. Ukończyłyście ostatni etap inicjacji. Teraz nastąpi naznaczenie. Katherine Davis wystąp.
Wymieniona wystąpiła z szeregu i podeszła do Czarnego Pana, który czekał na nią z różdżką. Brunetka wyciągnęła lewą rękę, którą złapał i wymówił pewne zaklęcie by po chwili głośno mówić:
- Czy przyrzekasz być wierna swojemu Panu i spełniać wszystkie Jego rozkazy ?
- Przyrzekam.
- Czy przyrzekasz być wierna Moim ideą i tępić szlamy, mugoli i zdrajców krwi ?
- Przyrzekam.
- Witaj wśród Śmierciożerców.
Ta sytuacja powtórzyła się dwukrotnie. U Elizabeth, a później u mnie. Gdy wypalał mi Mroczny Znak czułam ogromny ból, ale ani razu się nie zająkałam ani nie skrzywiłam. Po wypaleniu znaku wróciłam do szeregu. Czarny Pan przemówił ostatni raz tego wieczoru:
- Zostałyście dziś Naznaczone. Noście dumnie ten znak i wypełniajcie przyrzeczenie Mi dane. Niebawem dostaniecie swoje zadania, jednakże  teraz rozejść się. Spotkanie uważam za zakończone.
Powiedziawszy to zniknął w czarnej mgle, a po nim inni Śmierciożercy. Ja patrzyłam się na moje lewe przedramię, na którym widniał tak długo przeze mnie oczekiwany Mroczny Znak.

niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 1 Początek końca

Stojąc w garderobie słuchałam nowej piosenki Fatalnych Jędz. Była fantastyczna. Zaczęłam pomału poruszać się w rytm muzyki, by za chwilę tańczyć na całego. Wyciągnęłam różdżkę z tylnej kieszeni jeansów i machnęłam nią by pogłośnić piosenkę. Następnie zaczęłam skakać, obracać się i robić różne figury taneczne. Po chwili przystopowałam trochę i jeszcze raz machnęłam różdżką tym razem rozpakowując zakupy. Gdy nowe rzeczy były już na swoim miejscu poszłam do sypialni jednocześnie ściszając muzykę. Może jednak zacznę od początku. Nazywam się Anabelle Rebecca Prince i jestem czarownicą. Tak. Moja rodzina należy do jednego z najstarszych rodów czarodziei czystej krwi. Wychowałam się w przeświadczeniu o wartości i utrzymaniu czystej krwi. Jest też równoznaczne z tym, że nienawidzę szlam, mugoli oraz zdrajców własnej krwi. Są to dla mnie robaki, które tępię na każdym kroku i przy każdej okazji. Tak. Zachowanie godne Ślizgona, którym jestem już od 5 lat. W ogóle nie ma się czemu dziwić. Wszyscy z mojej rodziny byli w Slytherinie, więc ja też kontynuuje tą tradycję.  W tym roku będzie to już mój 6 rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Chociaż pochodzę z bardzo starego rodu i jestem arystokratką to jednak nie należę do najbardziej popularnych osób w moim domu. Oczywiście nie znaczy to, że jestem popychadłem, czy kozłem ofiarnym. Co to, to nie. Nie angażuję się tak towarzysko jak, nie którzy Ślizgoni pragnący tylko coraz większej popularności. W zupełności mi wystarczą moje dwie przyjaciółki, z którymi znam się od dzieciństwa, gdzie spotykałyśmy się na różnorodnych uroczystościach, ale dopiero na pierwszym roku zaczęła się nasza prawdziwa, dozgonna przyjaźń. Są to Katherine Davis, czarownica o brązowych lokowanych włosach i zielonych oczach oraz Elizabeth Lee, czarownica o blond falistych włosach i piwnych oczach. Oby dwie są oczywiście czysto krwistymi czarownicami, wychowywane na tych samych zasadach co ja. Nasza trójka jest to skład różnych osobowości. Tak skrajnie różne, a jednak podobne. Np. Katherine to ta zabawna, wesoła, lubiąca się zabawić. Można ją nazwać żeńską odmianą bad boya. Przespała się chyba z połową szkoły, w jeden rok szkolny. Jednakże jest ona wymagająca jeżeli chodzi o swoich partnerów łóżkowych. Nigdy nie przespała by się ze szlamą lub z  zdrajcom krwi, nawet po pijaku. Choć na pozór jest spokojna, to jednak potrafi nieźle dokopać, więc lepiej z nią nie zaczynać. Jest miła,ale do czasu. Elizabeth Lee jest jej kompletnym przeciwieństwem. Spokojna, cicha, opanowana. Lubi się uczyć i nie przepada za chłopakami. Nie żeby wolała dziewczyny, po prostu naukę stawia na pierwszym miejscu. No zaraz po przyjaciółkach. Jednakże ma ona jeszcze swą drugą, mroczną stronę. Co prawda rzadko ją pokazuje, ale jednak ją posiada. Nienawidzi, gdy ktoś porównuje ją do Granger. Raz jakiś Ślizgon popełnił ten błąd i  bardzo tego pożałował. Gdy z nim skończyła przeniósł się do Durmstrangu i nigdy już go nie widzieli. Umie zabalować i to dosyć ostro, z resztą jak każdy Ślizgon. Przez pewien czas w 5 klasie wykorzystywała chłopaków seksualnie. Znaczy, nie żeby ich zmuszała. Sami wskakiwali jej do łóżka. Później z tym skończyła, gdy zobaczyła swoje oceny, które no nie ukrywajmy bardzo spadły. Od tamtego czasu, nie spojrzała na żadnego chłopaka.  No to by było na tyle. Jednakże jeżeli chodzi o mnie to ja także posiadam swoje dwie strony. Lecz bardzo mało jest czarodziei, którzy poznali mnie od tej lepszej strony. Tak. Poznajcie mnie. Królową sarkazmu i ciętych ripost. Ave Ja. Wracając do sprawy. Jak już wcześniej wspomniałam nie jestem, za bardzo popularna  w Slytherinie z własnego wyboru. Wolę trzymać się na uboczu, a nie wciąż być w centrum uwagi. Na początku mojej "kariery" w Hogwacie, nie którzy próbowali się we mnie zaczepiać, ale nie dałam się. Właśnie w tedy uczniowie poznali moją ciemną stronę. Pewien Ślizgon miał czelność mnie obrazić, a ja nie pozwolę sobą pamiętać. Oj popamietał mnie na długo, a raczej na zawsze, bo pozostawiłam na jego policzku bliznę. Po tej sytuacji wyjechał i nigdy już nie wrócił.  Można się było domyślić , że nikt nie był na tyle głupi, żeby powtórzyć ten błąd. Właśnie od tamtej sytuacji wszyscy mnie szanują i nie wykluczają mnie z żadnych ważnych wydarzeń. W pewien sposób jestem popularna i mogłabym być jeszcze bardziej, ale jakoś mnie to nie kręci. Może kiedyś. Się zobaczy. Jak na razie muszę się skupić na ważniejszych sprawach i nie jest to wybór sukni na imprezę. Nie. Na 4 roku pod koniec turnieju Trojmagicznego stało się coś niemożliwego i niesamowitego. Czarny Pan wrócił. Tak, wrócił i zbiera swoich dawnych popleczników rozproszonych na całym świecie. Od tamtego wydarzenia,czyli 2 lata temu nastały mroczne czasy. Było już wiele niewyjaśnionych zniknięć ważnych osobistości. Morderstwa i terrory na mugolach to codzienność w tych czasach. Jednakże każdy w tym czasie musi dokonać wyboru: Czy stanąć po jasnej stronie  , czyli szlam,mugoli i zdrajców krwi ? Czy może stanąć po ciemnej stronie i być posłusznym swojemu mistrzu, Czarnemu Panu ? To czas wyboru. Ja już swojego dokonałam. Trzeba wiedzieć, że  gdy wcześniej była wojna przed upadkiem Lorda Voldemorta moja rodzina była najwierniejszymi sługami Czarnego Pana. Moi rodzice, Aaron i Rebecca Prince należeli do Wewnętrznego Kręgu. Tak samo jak rodzice moich przyjaciółek, Katherine i Elizabeth. Po zniknięciu Czarnego Pana moi rodzice chcieli być wierni swojemu mistrzowi do samego końca,ale okazało się, ze moja matka, Rebecca jest ze mną w ciąży. Razem z rodziną Lee i Davis, którzy też spodziewali się dziecka postanowili oczyścić się w ministerstwie mówiąc, ze działali pod wpływem zaklęcia Imperio. Ministerstwo im uwierzyło zważywszy na ich wysoką  pozycję w społeczeństwie i w ministerstwie. Oczyszczono ich z zarzutów i mogli wychowywać nas w spokoju. Jednakże zawsze mieli nadzieję, ze ich Pan powróci i skończy to co zaczął. Ta historia jest mi dobrze znana, gdyż moi rodzice wychowywaniu mnie na przyszłego Śmierciożercę. Nie mieli skrupułów choć to nie znaczy, ze mnie nie kochali. Może nie okazywali tego często, lecz ja dobrze o tym wiedziałam.Widziałam dumę w oczach rodziców jak mówiłam o tym jak dokuczam Gryfonom. Jak tępię szlamy i zdrajców krwi. Jak kpię z Pottera i jego przyjaciół, słynnego Golden Trio. Cieszyłam się i nadal się cieszę widząc tę dumę i radość jak uczyli mnie zaklęć niewybaczalnych. Co jak co, ale te zaklęcia opanowałam perfekcyjnie. Lee i Davis także szkolili swoje córki na przyszłych Śmierciożerców. Teraz po wielu latach nauki możemy spełnić wolę i nadzieję naszych rodziców. Moim wyborem był Czarny Pan. W wojnie stanę po ciemnej stronie by walczyć o honor czarodziei czystej krwi. Będę walczyć do końca by wyplenić szlamy i mugoli na całym świecie.  Skoro już o tym mowa. Ruszyłam do łazienki by wziąć zimny prysznic. Po 15 minutach w samym ręczniku ruszyłam do garderoby. Tam włożyłam czarny, koronkowy komplet bielizny i czarne skarpetki, a na to czarne rurki, tego samego koloru tunika oraz botki na korku. Pomalowałam paznokcie na czarno i zrobiłam mocny makijaż. Włosy związałam w wysoką kitkę. Spojrzałam w lustro. Widziałam szczupłą dziewczynę, średniego wzrostu o nienagannej wręcz mlecznobiałej cerze. Szlacheckie rysy twarzy,mały nos, pełne różane usta. Brązowe włosy sięgające mi poniżej łopatki,kiedy są rozpuszczone, a teraz są nienagannie uczesane i idealnie poste. Jednakże w twarzy najbardziej wyróżniają się oczy. Piękne niebieskie oczy, które mają w sobie szatańskie iskierki na myśl co się zaraz stanie. Nie mogę już się doczekać. Tak długo czekałam na ten dzień. Nie tylko ja, ale Katherine i Elizabeth także. Narzuciłam na siebie płaszcz, a swoją różdżkę schowałam do kieszeni jeansów. Nagle za sobą usłyszałam głos swej matki:
- Już czas córko.
Odwróciłam się w jej stronę. Przede mną stała starsza kopia mnie z wyjątkiem oczu, które były szmaragdowe. Rebecca Prince, moja matka stała przede mną w stroju Śmierciożercy i uśmiechała się do mnie. Wyciągnęła do mnie rękę, w której miała maskę mówiąc:
- Oto ostatni element ubioru Śmierciożercy, noś ją godnie.
Wzięłam maskę z rąk matki i powoli ją założyłam. Rebecca  uśmiechnęła się na ten widok. Zarzuciłam kaptur na głowę jak zrobiła to moja matka, która po chwili powiedziała:
- Musimy już iść. Czas zrobić z Ciebie prawdziwego Śmierciożercę.
Na te słowa obie uśmiechnęłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę wyjścia z dworu, gdzie czekał na nas mój ojciec. Czas na ostatni etap inicjacji.

sobota, 11 czerwca 2016

PROLOG

Stoję pośrodku tłumu. Wszędzie panuje chaos. Powietrze przecinają różnorodne zaklęcia. Każdy tutaj z obecnych pragnie tylko jednego... by przeżyć. Modlą się w duchu by przetrwać i zobaczyć swoją rodzinę, przyjaciół, a nawet swoją drugą połówkę. W tym całym chaosie jestem ja. Uchylam się przed różnorodnymi klątwami, które lecą w moją stronę. Blokuje zaklęcia i kontratakuję. Nie przywiązuję do tego większej wagi. Robię to automatycznie. Ciało jest tutaj i walczy o przetrwanie ,ale umysł jest daleko stąd. Pokazuje mi on obrazy moich rodziców,wujka,  przyjaciółek, a nawet szkolnych wrogów. Zastanawiam się czy jeszcze ich zobaczę ? Czy może w tej chwili potrzebują mojej pomocy lub co gorsza upadają na ziemię z ostatnim tchnieniem ? Niestety na te pytanie nie znam odpowiedzi. Jednakże mój umysł podsuwa mi jeszcze pewien obraz. Obraz, który od pewnego czasy mnie prześladuje. We śnie, czy na jawie oczy o kolorze stali przeszywają mnie na skroś. Choć umysł na początku to wypierał to ciało już szukało wśród tłumu parę szarych oczu. Rozglądałam się dookoła by tylko znaleźć właściciela owych tęczówek, które dawały mi w pewien sposób ukojenie. Nagle to zobaczyłam. Chociaż już wile razy miałam do czynienia z tym zaklęciem, ba to ja zawsze je rzucałam bezlitośnie i bez skrupułów, to teraz sama miałam zostać jego ofiarą. Mogłabym utworzyć tarczę, która by odpiła owe zaklęcie lub zrobić cokolwiek by się uratować, ale nie. Stałam jak słup cała sparaliżowana. W moją stronę leciał tak mi znany zielony promień, który miał na celu pozbawienie mnie żywota. Przed oczami w szybkim tempie przeleciało mi całe moje życie, by na końcu pokazać mi obraz właściciela szarych oczu, które nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy zdobyły moje oziębłe, bezduszne, wykute z kamienia serce. Zamknęłam oczy wciąż widząc ten obraz i czekałam na śmierć.