niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 4 Początek szkoły i incydent z Parkinson.

Dzisiejszy ranek minął mi w pośpiechu z tegoż powodu iż zaspałam. Gdy zostałam obudzona przez Groszka- mojego skrzata domowego-, i zobaczyłam, która jest godzina, jak z procy wyskoczyłam z łóżka i ruszyłam do garderoby po ubrania, które wczorajszego wieczoru uszykowałam. Szybko je zabrałam i ruszyłam w stronę łazienki.Tam wzięłam pięciominutowy prysznic, by następnie ubrać się w przyniesione rzeczy, czyli ciemno fioletową sukienkę na ramiączka z czarnym paskiem, który miał z boku czarną różę. Pasek ten znajdował się  pod moim  biustem. Na to zarzuciłam czarną skórzaną kurtkę damską z ćwiekami, którą zostawiłam odpiętą. Założyłam jeszcze wysokie czarne buty z ćwiekami by następnie zrobić idealnie wysoką kitkę oraz perfekcyjny makijaż  i szybkim krokiem pójść do jadalni. Tam czekali już na mnie moi rodzice oraz kufer przyniesiony przez skrzata. Ze stołu zabrałam tylko  jabłko i mogłam ruszać. Wzięłam czarną torebkę na ramię i chciałam już iść do punktu teleportacyjnego, gdy usłyszałam głos ojca:
- Annabell nie zapomniałaś może czegoś ?
Odwróciłam się w jego stronę nie wiedząc o co chodzi, ale gdy zobaczyłam moją czarną sowę w klatce obok kufra zrozumiałam. Kompletnie o niej zapomniałam. Była to czarna sówka, którą dostałam od rodziców jakiś czas temu. Z tego całego zamieszania wyleciała mi z pamięci,ale najwyraźniej nie moim rodzicom, którzy od zawsze preferują perfekcję. Wszystko co robią musi być perfekcyjnie. Od dziecka mi to wpajali tak samo jak zasady rodów czystej krwi. Niestety nie za bardzo im to wyszło. Choć próbuję być zawsze perfekcyjna nijak mi to nie wychodzi. Cóż takie życie. Jednakże wracając do teraźniejszości szybko machnęłam różdżką i w moim kufrze znalazły się wszystkie rzeczy potrzebnej mojej Surgnes. Tak dziwne imię dla sowy, ale mi się podoba i moim rodzicom też. Razem z matką skierowałyśmy się to punktu teleportacyjnego, a za nami mój ojciec z moim bagażem. Teleportowałam się razem z matką. Znowu te uczucie jak gdyby ktoś mnie przeciskać przez małą rurkę. Gdy otworzyłam oczy już znajdowałam się na peronie 9 i 3/4. Za chwilę koło nas pojawił się Aaron Prince,  mój ojciec. Szybko ruszyłam w stronę pociągu. Gdy byłam już blisko pożegnałam się z rodzicami, zabrałam bagaże od ojca i wsiadłam do pociągu. Było tutaj tyle uczniów, że ledwie mogłam przejść.  W końcu się wkurzyłam i powiedziałam dosyć głośno,żeby wszyscy stojący mi na drodze usłyszeli:
- Przesuńcie się do cholery,bo zaraz poznacie zakres moich zaklęć czarnomagicznych. 
Na te słowa wszyscy spojrzeli w moją stronę na co uśmiechnęłam się wrednie. Gdy zobaczyli kim jestem wszyscy od razu się odsunęli i zrobili mi przejście. Ja z dumnie uniesioną głową ruszyłam do przodu w kierunku specjalnego przydziału dla uczniów domu Salazara Slytherina. Gdy już tam byłam zaczęłam szukać moich przyjaciółek. W końcu je znalazłam. Gdy weszłam do przedziału od razu się na mnie rzuciły. Gdy już mnie wyściskały pomogły mi włożyć kufer do góry i spokojnie mogłam już usiąść. Zaczęły opowiadać co robiły przez ten czas co się nie widziałyśmy, a były to zaledwie  trzy dni. Gdy zaczęłyśmy zastanawiać się kto tym razem będzie uczył Obrony Przed Czarną Magią ktoś otworzył drzwi naszego przedziału. Od razu moja twarz stała się jak wykuta z kamienia. Pewnie zastanawiacie się Dlaczego ? Otóż ja nie pokazuję emocji. Nikomu. No  oprócz Elizabeth i Katherine. Przy nich jestem sobą, ale dla innych to co innego. Jestem zimną suką, która niszy wszystko co stanie jej na drodze do wypatrzonego celu. Wracając już po raz kolejny do teraźniejszości w drzwiach ukazała się  twarz ciemnoskórego chłopaka o krótko przyciętych włosach i brązowych oczach z naszego roku oraz domu. Był to sam Blaise Zabini,a za nim blady czarnowłosy chłopak o brązowych oczach, czyli Teodor Nott oraz blondyn o szlacheckich rysach twarzy , bladej cerze oraz stalowych tęczówkach, Draco Malfoy. Nie powiem zdziwiłam się ich widokiem. Ta trójka jest bardzo popularna w Slytherinie jak i w całej szkole. Znani są ze swojej urody, imprezowania oraz liczebnością przespanych dziewczyn. Wszystkie laski na nich lecą, no oprócz nas. Nagle odezwał się Zabini:
- Witam dziewczęta Możemy się przysiąść ?
Zapytał z uśmiechem, który zapewne myślał był czarujący,ale tutaj był w błędzie. Jak już wspomniałam my nie należymy do ich fanek gotowe zrobić wszystko by choć zwrócić na siebie ich uwagę. zanim się odezwałam uprzedziła mnie Katherine, która miała na ustach słodki uśmieszek, który nie wróżył nic dobrego, ale ciemnoskóry najwyraźniej odebrał to inaczej, bo odwzajemnił go, a moja przyjaciółka zaczęła mówić:
- A czemuż to panie Zabini ? Czyżby nie było już wolnych miejsc ? Ale na pewno znajdą się takie dziewczyny, które chętnie panów przyjmą. Jednakże tutaj takich dziewczyn  nie znajdziecie, więc nie do widzenia. Do wyjścia panowie trafią ? Jakby jednak panowie nie wiedzieli. Tam są drzwi.
Z każdym jej słowem na jej twarzy pojawiał się szyderczy uśmiech, a na koniec swojej wypowiedzi ostentacyjnie zarzuciła włosy przez ramię i wskazała dłonią drzwi. No nie powiem. Jestem z niej dumna. Spojrzałam na Zabiniego. Jego mina była bezcenna. Ten szok na jego twarzy oraz jego towarzyszy. Szkoda,że nie zrobiłam zdjęcia. Cisza zapadła w całym przedziale. Nagle głos zabrała Elizabeth:
- Katherine ma racje. Nie znajdziecie tutaj swoich fanek, czyli bezmózgich idiotek, śliniących się na wasz widok. Jednakże znajcie naszą łaskę. Siadajcie. 
Razem z Katherine spojrzałyśmy na nią jak na idiotkę. Chłopacy słysząc to weszli i zajęli miejsca. Na moją stronę przeszły Katherine i Elizabeth, więc przed nami siedzieli nowo przybyli. Nie chcąc
brać w tym śmiesznym przedstawieniu udział z torebki wyciągnęłam książkę o zaawansowanych eliksirach. W przedziale zapanowała cisza, którą przez jakiś czas przerywało moje przewrócenie strony. W końcu zaczęli wszyscy normalnie rozmawiać. Gdy Zabini chciał się o coś zapytać jak mniemam nas ponownie otworzyły się drzwi. Tym razem była to dziewczyna, także z naszego domu o czarnych krótkich włosach i ciemnych oczach  oraz twarzy przypominającej paszcze  mopsa. Gdy rozejrzała się po twarzach pisnęła ucieszona na widok Malfoya. Szybko przeszła odległość po między nimi i rzuciła się mu na szyję i zaczęła całować. Na ten widok zrobiłam zniesmaczoną minę. Wszyscy wiedzieli jakimi uczuciami Pansy Parkinson darzy tutaj obecnego Dracona Malfoya lecz wszyscy wiedzą oprócz niej,że te uczucia są nieodwzajemnione. Malfoy próbował się wyswobodzić z jej uścisku i popchnął ją przed siebie, czyli na mnie, bo siedziałam na przeciwko niego. Parkinson upadła na mnie, a raczej na moją książkę, która upadła z hukiem na podłogę. Szybko wstała i nawet na mnie nie spoglądając usiadła Malfoyowi na kolana. Następnie obejrzała się na mnie oraz dziewczyny, by następnie powiedzieć:
- Czemu siedzisz tutaj z tymi brzydulami ? Przecież wiesz,że u mnie w przedziale zawsze jest dla Ciebie i Twoich przyjaciół miejsce. Przecież nie możecie siedzieć z takimi zerami jak one, a tak w ogóle. Kim one są ? Nie znam ich. 
Tego już było za wiele. Nikt nie będzie obrażał moich przyjaciółek i do tego w mojej obecności ani mnie. Jeszcze takie coś jak ona. Czułam obok siebie jak Katherine już chce coś powiedzieć, ale tym razem to ja byłam szybsza. Podałam książkę brunetce jednocześnie dając jej znak,że się tym zajmę i powoli wstałam. Nie wiele myśląc ściągnęłam Parkinson jednym machnięciem ręki z kolan Malfoja tak,że wylądowała u moich stóp. Na jej twarzy było widać zaskoczenie, a gdy zobaczyła moją minę także przerażenie. Nie dziwię się. Nawet nie wie co ją czeka za taką zniewagę. Miałam gdzieś, że nie jestem tutaj sama, a raczej, że są tutaj osoby trzecie, bo dziewczyny są przyzwyczajone do takiej mnie. Z kieszeni kurtki wyjęłam swoją różdżkę i zaczęłam ją obracać w dłoniach. Zaczęłam powoli i z udawanym spokojem mówić:
- Wiesz co właśnie zrobiłaś ? Znieważyłaś mnie oraz moje przyjaciółki do tego w mojej obecności.Taka zniewaga jest nie dopuszczalna, dlatego za nią zapłacisz. 
Nim się ktokolwiek zorientował już rzuciłam na nią Levicorpus . Odleciała na drzwi wejściowe do przedziału z taką siłą, że te się zatrzęsły. Podeszłam do niej powoli i zaklęciem podniosłam ją tak by spojrzała w moje oczy, które ukazywały tylko pogardę. Dziewczyna była przerażona, a ja ze spokojem zaczęłam mówić:
- To jest tylko rozgrzewka nie bój się. 
W myślach rzuciłam Silenco na przedział i skierowałam różdżkę w stronę przerażonej dziewczyny. Powiedziałam tylko jedno słowo i tak cicho,że tylko ona je słyszała, na co jeszcze bardziej wytrzeszczała oczy:
- Crucio,
Zaczęła krzyczeć w niebo głosy. Błagała,żebym przestała,ale ja byłam nie uległa. Dopiero po pięciu minutach zdjęłam z niej zaklęcie.  Jeszcze raz do niej podeszłam i powiedziałam:
- Tak kończą Ci, którzy ośmielają się mnie obrażać oraz moje przyjaciółki. zapamiętaj sobie to Parkinson, a teraz wypierdalaj. Nie chcę już Cie dzisiaj więcej widzieć na oczy. 
Na te słowa próbowała wstać lecz nie mogła. Widząc jednakże mój błysk w oczach szybko się podniosła i szła w kierunku wyjścia. ale zatrzymałam ją przy drzwiach. Odwróciła się do mnie z przerażeniem na twarzy na co się wrednie uśmiechnęłam i powiedziałam:
- Nacisnęłaś mi na odcisk Parkinson. Zapamiętam sobie to, więc lepiej się pilnuj, bo znowu oberwiesz. Jeżeli się dowiem,że komuś coś powiedziałaś, znajdę Cię i pożałujesz tego, a teraz idź już, bo zmienię zdanie.
Na te ostanie słowa dziewczyna wręcz wybiegła z przedziału. Natomiast ja jak gdyby nic usiadłam na swoje miejsce, by znów powrócić do czytania książki. W przedziale panowała cisza dopóki nie przerwała ją Katherine, która wyciągnęła do mnie piątkę, którą przybiłam i zaczęła mówić:
- No nieźle jej powiedziałaś. Niech wie,że z nami się nie zadziera. Nie mam racji ?
Na te słowa Elizabeth pokręciła głową rozbawiona i przytaknęła. Nagle odezwał się Zabini:
- Kim wy jesteście ? Dlaczego to jej zrobiłaś ? 
To pytanie już skierował do mnie, ale nic nie powiedziałam tylko dałam znak Elizabeth by zaczęła mówić i tak też po chwili zrobiła:
- Słyszeliście może o  Katherine Davis, Elizabeth Lee oraz Annabell Prince z naszego domu ?
Na te słowa wszyscy potaknęli głowami, więc blondynka ciągnęła dalej:
- Co wiecie na ich temat ?
- Elizabeth Lee, czarownica czystej krwi. Jest to inteligentna uczennica. Raz jakiś ślizgon porównał ją do Granger. Dzień później zniknął ze szkoły z niewiadomych okolicznościach.- powiedział Teodor.
- Katherine Davis to czarownica czystej krwi. Zabawna, imprezowiczka. Raz jakiś Gryfon nazwał ją szmatą, bo nie stroiła od chłopaków,ale z nim nie chciała się przespać. Tego samego dnia zniknął i nigdy nie wrócił.- powiedział Blaise.
- Annabell Prince pochodzi ze starego rodu czarodziei czystej krwi. Jest osobą tajemniczą i niedostępną. Stroni od towarzystwa. Bardzo dobra uczennica. Na pierwszym roku ktoś ze ślizgonów zaczął ją obrażać. Tego samego dnia wyjechał do Durmstrangu z ohydną blizną na policzku i nigdy go już nie widzieli. Podobno nie miał także dwóch palców u rąk.- powiedział Draco.
Wszystkie trzy uśmiechnęłyśmy się na te wspomnienia. Po chwili ciszy Katherine odchrząknęła i powiedziała uroczyście:
- Pragnę państwu przedstawić niezastąpioną i jakże inteligentną Elizabeth Lee.
Na te słowa chłopacy wytrzeszczyli oczy. Następnie pałeczkę przejęła Elizabeth i także uroczystym głosem powiedziała:
- Pragnę przedstawić państwu imprezową i nieprzestrzegającej żadnych zasad, Katherine Davis.
Ich oczy jeszcze bardziej się wytrzeszczyły. Katherine znów przejęła pałeczkę i powiedziała uroczystym i poważnym tonem:
- A oto jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna i zarazem niebezpieczna Annabell Prince.
Na te słowa  spojrzeli na mnie z szokiem. Nie tylko na mnie.Spoglądali na nas jak na nie wiem  co. Spojrzałam przez okno. Zaskoczyłam się na ten widok. Otóż jeżeli mnie wzrok nie myli zbliżamy się już do Hogwartu. Podzieliłam się z tą informacją z innymi. Piętnaście minut późnij wszyscy byliśmy przebrani w mundurki i wychodziliśmy z pociągu, jednocześnie szukając wolnego powozu. W końcu go znaleźliśmy i całą szóstką go zajęliśmy. Droga minęła nam w ciszy. Widocznie, niektórzy tutaj obecni musieli przyswoić sobie pewne informacje. Chociaż, moim zdaniem nie jest to nic nadzwyczajnego, ale to ich sprawa.  W końcu dotarliśmy do zamku. Jak na  dżentelmenów przystało panowie pomogli nam wyjść z powozu. Skierowaliśmy się w stronę Wielkiej Sali. Jak zwykle z dziewczynami szłyśmy na sam koniec stołu,ale ktoś nas powstrzymał, a tym ktosiem był oczywiście Blaise Zabini:
- Hola,hola. A Wy gdzie idziecie dziewczęta ?
- Na swoje miejsce baranie, a gdzież by indziej.-słodko odpowiedziała Katherine.
- Wybaczę Ci tego barana, lecz Wy siedzicie z nami.- powiedział wspaniałomyślnie Blaise.
Po tych słowach skierowali nas do miejsca gdzie zazwyczaj siadali, czyli w centralnym miejscu stołu. Byłam tak zmęczona,że nie robiłam żadnych problemów i usiadłam mając za sąsiadów. Po lewej stronie Katherine, a po prawej Draco. Na przeciwko nas usiedli kolejno Blaise,Elizabeth i Teodor.Najpierw jak co roku był Przydział Domów, na który w ogólnie nie zwróciłam uwagi. Następnie kilka słów Starego Dropsa i wreszcie uczta. Nie miałam dzisiaj nic w ustach oprócz jabłka,więc oczywiste jest to,że umierałam z głodu. Nałożyłam sobie sałatkę, pierś kurczaka oraz smażone ziemniaczki . Nalałam jeszcze soku dyniowego i zaczęłam jeść. Gdy już wszyscy byli najedzeni potrawy zniknęły i wszyscy już myśleli tylko o spaniu. Jednakże dyrektor miał inne plany. Wszedł na mównicę i zaczął mówić:
- Zanim pójdziecie do swoich dormitoriów, chciałbym Was poinformować o zmianach jakie zaszły w gronie nauczycielskim. Przedstawiam Wam profesora Horacego Slughorna, który będzie nauczał w tym roku eliksirów. 
Na te słowa uczniowie zaczęli klaskać,ale byli zdezorientowali. Nic dziwnego. Jeżeli ten Slughorn jest nowym nauczycielem eliksirów to kto jest nauczycielem OPCM-u ?
- Pewnie teraz zastanawiacie się kto jest nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią. Spokojnie nie jest to nikt z Ministerstwa Magii. Otóż jest nim Wam dobrze znany profesor Seversus Snape.
Na te słowa ożywiłam się i zaczęłam klaskać. Nie tylko ja. Cały dom Slytherinu zaczął klaskać, krzyczeć i gwizdać z radości. Nie to co inne domy. Krukoni i Puchoni  klaskali z uprzejmości, ale Gryfoni byli zdegustowani, wściekli( Wesley) i przerażeni(   Longbottom). Po dziesięciu minutach kiedy dyrektor wreszcie nas uciszył powiedział wreszcie te upragnione słowa:
- Dobrze to na tyle jeżeli chodzi o informacje. Możecie się rozejść. Dobranoc.
Na te słowa  całą szóstką ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Prefekt domu powiedział hasło Czysta Krew i weszliśmy. Pożegnałyśmy się z chłopakami i ruszyłyśmy do swojego pokoju. Tam już znajdowały się nasze rzeczy. Był to duży przestronny pokój. Ściany były koloru szmaragdowego,a podłoga z czarnego marmuru, na której znajdował się biały puszysty dywan. Po za tym znajdowały się tu trzy łóżka, trzy biurka  trzy szafy oraz kominek. Były też drzwi, które prowadziły za pewne do łazienki, którą szybką zajęłam. Wzięłam zimny prysznic i przebrałam się swoją krótką szmaragdową koszulkę nocną. Następnie zwolniłam łazienkę swoim współlokatorkom i poszłam w kierunku swojego łóżka. Wyjęłam jeszcze z kufra budzik, który ustawiłam na   6:45. Powiedziałam dziewczyną dobranoc i położyłam się. Wypuściłam zasłony by otaczały ze wszystkich stron moje łóżko i otulona ciepłą kołdrą zasnęłam.      



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To jest strój, w który jest ubrana Annabell. Nie jestem dobra w opisach, więc przepraszam. Prosiłam bym także o komentarze,czy te pozytywne, czy te negatywne, bo chciałabym wiedzieć Czy mam pisać dalej czy też nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz